Czas: 1:15 h. Bukowe Berdo – odejście żółtego szlaku – Krzemień. niebieski szlak. 2,5 km. Czas: 1 h. Wejście na szlak w miejscowości Muczne. Często słyszeliśmy, że najpiękniejsze szlaki są w Bieszczadach. Te na Bukowe był najlepszy ze wszystkich czterech, które przeszliśmy w Bieszczadach. Plusem jest jego kameralność.
To najwyżej położone schronisko turystyczne w całych Bieszczadach (1228 m n.p.m.). Warunki panowały tu dość spartańskie – nie było bieżącej wody ani prądu. Mimo to nocleg w Chatce Puchatka uchodził za niemal obowiązkowy punkt wycieczki w Bieszczady, a niewygody turyści traktowali często jako przygodę i dodatkową atrakcję.
Wodospad ten znany jest także jako wodospad na potoku Hylaty. Ma osiem metrów wysokości i klasyfikuje się go jako najwyższy wodospad w całych Bieszczadach. Jest to kolejny bezcenny twór, naturalnie rzeźbiony od tysięcy lat. Woda opada do strumienia z dużą prędkością, a jej szumiący odgłos można usłyszeć na długich dystansach.
Na Rynku Głównym w Krakowie odbywa się tradycyjny Jarmark Bożonarodzeniowy. Świąteczny targ bardzo malowniczo prezentuje się w zimowej scenerii, a wraz z nim ulice Starego Miasta. Jarmark krakowski znalazł się w zestawieniu najlepszych jarmarków bożonarodzeniowych, do których odwiedzenia zachęca turystów CNN.
Drezyna rowerowa to w Polsce prawdziwa rzadkość. Z racji tego, któregoś dnia, mieszkańcy Bieszczadów postanowili to zmienić. Pierwsze drezyny, które porozjeżdżały się po całym obszarze górskim, wyjechały na tory w maju 2016. Bardzo szybko zaskarbiły sobie sympatię turystów, wożąc dzieci i dorosłych w najdalsze zakątki
Mimo, że II wojna światowa zakończyła się w 1945 roku, Ustrzyki Dolne i przyległe tereny m.in. od Krościenka, przez Czarną, Lutowiska aż po Smolnik przez 6 kolejnych lat znajdowały się w granicach ZSRR. Dopiero umowa o zmianie granic z 15 lutego 1951 roku sprawiła, że obszary te zostały włączone do Polski.
. Chcesz ruszyć na bieszczadzkie szlaki, ale nie wiesz od czego zacząć? Czytaj dalej! Pasm górskich w Polsce jest sporo, ale niektóre z nich cieszą się szczególną popularnością. Dzikie i owiane tajemnicą Bieszczady przyciągają z roku na rok coraz więcej amatorów wycieczek. Strzelam, że skoro czytasz ten tekst, to pewnie i tobie chodzi po głowie to słynne hasło, by rzucić wszystko i wyjechać właśnie tam. Najłatwiejszym sposobem, żeby w ogóle w Bieszczady się dostać, jest dojazd własnym samochodem. Nie jest to zbyt odkrywcze, ale w przypadku tego rejonu dosyć ważne. Dzieje się tak bowiem dlatego, że bezpośrednie połączenia w ten zakątek kraju, to częściej wyjątek, niż reguła. Jeśli jakieś się pojawiają, to raczej okresowo, a przewoźnik potrafi zlikwidować połączenia z dnia na dzień. Żeby więc nie aktualizować tego tekstu co miesiąc, zostawię raczej garść ogólnych porad. Miejscowości, które przede wszystkim powinny cię interesować, to Ustrzyki Górne, Wetlina oraz Cisna. Jeśli autobus twoich marzeń będzie tam jechał, to na twarzy pojawi się uśmiech. Wątpię natomiast, żeby taki kurs ruszał bezpośrednio spod twojego domu i jeśli się tak nie zdarzy, a raczej się nie zdarzy, to warto w drugiej kolejności celować w Lesko albo Sanok. A co, jeśli dalej nic interesującego nie znalazłeś? No cóż – wtedy zapraszam cię do stolicy Podkarpacia. Rzeszów to całkiem przyjazne miasto wypełnione atrakcjami, do których należy choćby najsłynniejszy na świecie betonowy pomnik waginy. Ten etap podróży powinien być bezproblemowy, bo dostaniesz się na miejsce albo autobusem, albo pociągiem, a nawet samolotem, jeśli masz taką fanaberię. Bardzo często kursy w Bieszczady (i okolice) obsługują z Rzeszowa lokalni, prywatni przewoźnicy. Skorzystaj więc z jakiejś wyszukiwarki połączeń, żeby znaleźć te mniej oczywiste opcje. Idealnie, jeśli znajdziesz coś do Wetliny. Dalej w hierarchii znajduje się pewnie Cisna, chociaż to też świetna lokacja, o czym więcej za chwilę. Ostatecznie powinieneś celować w Lesko albo Sanok. No, a tam powtórka, czyli szukanie połączeń lokalnych przewoźników. Koszulka trekkingowa „Chodź, nie marudź!” Damska 65,00 zł Koszulka trekkingowa „Chodź, nie marudź!” Męska 65,00 zł Co wybrać na bazę wypadową? Jeżeli nie dysponujesz własnym samochodem (bo wtedy możesz nocować, gdzie chcesz), to w mojej opinii najlepiej będzie wybrać właśnie Wetlinę. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by zrobić sobie bazę wypadową w Ustrzykach, ale ta pierwsza miejscowość, jak na tamtejsze warunki, to całkiem spora wieś. Łatwiej znaleźć miejsce do spania, jest kilka knajp, no i są sklepy. Bezpośrednio z miejscowości też można ruszyć na parę szlaków, więc powinien być to dobry wybór. Natomiast w sezonie raczej nie ma problemów, żeby skorzystać z kursujących pomiędzy poszczególnymi punktami busów. Śmiało dojedziesz np. do Ustrzyk Górnych, co otwiera nowe możliwości, jeśli chodzi o odwiedzanie poszczególnych szczytów. Z tego też powodu równie dobrze możesz wybrać Cisną, a na start trasy podjeżdżać busem. Jeśli masz swój środek transportu, to ograniczają cię pewnie tylko własne upodobania lub ewentualna dostępność miejsc noclegowych. Dlaczego tak upieram się przy tych większych miejscowościach? Bo Bieszczady, mimo że coraz chętniej odwiedzane, nie są jeszcze tak skomercjalizowane, jak inne polskie pasma. I to oczywiście ich wielka zaleta, ale jeśli przywykłeś do tego, że na każdym rogu jest sklep, bankomat czy apteka, to możesz się lekko zdziwić. To oczywiście nie koniec świata, ale zwłaszcza przy okazji pierwszej wizyty, warto się trochę lepiej przygotować. Pewnie do podręcznej apteczki wypada wrzucić jakieś specyfiki przeciwbólowe, czy przeciwbiegunkowe, dobrze też pamiętać, że nie wszędzie da się zapłacić kartą, no i przede wszystkim o tym, że do najbliższych miast jest dosyć daleko. Baza schroniskowa też jest bardzo skromna, więc jeśli myślisz o całodziennych wędrówkach, to o prowiant powinieneś się zatroszczyć raczej sam. Skupię się w tekście na tym, o czym mam jakiekolwiek pojęcie, czyli na szlakach górskich. Rejon ten ma do zaoferowania oczywiście zdecydowanie więcej, ale nie chcę zrobić z tego jakiejś opasłej encyklopedii. I nie, nie mam tutaj na myśli Soliny, czy Polańczyka, bo te nawet w Bieszczadach nie leżą, chociaż bardzo by chciały. Jeszcze bardziej chciałby tam leżeć Arłamów, ale nie zmuszaj mnie, żebym cię pacnął w twarz. To jak porównywanie Rafała Mroczka z Tomem Hardym. Niech zna swoje miejsce na mapie. Kto woli oglądać, temu polecam poniższy film z naszego kanału. Nie zapomnij subskrybować! A teraz z powrotem do tekstu. No i nie ukrywam, że żaden ze mnie eksplorator-włóczykij, a raczej zupełnie przeciętny turysta. Dlatego też zestawienie zawiera przede wszystkim najpopularniejsze i najładniejsze miejsca w tym paśmie, chociaż będzie ono sukcesywnie wzbogacane o kolejne, odwiedzone przez nas lokacje. Warto sobie jeszcze przypomnieć kilka górskich reguł, jak np. ta, że kolory szlaków nie oznaczają ich trudności. Wszystkie śmieci należy też zabrać ze sobą z powrotem w doliny. Tak, ogryzki po jabłkach również, bo okolice zamieszkuje całkiem spora grupa niedźwiedzi. Nikt nie chce, aby zaczęły utożsamiać turystę ze źródłem łatwego pożywienia. Jeżeli zależy ci na dłuższym wędrowaniu, to pewnie wiesz, co robić. Natomiast jeśli masz ochotę tylko wejść na połoninę, nacieszyć się widokami i zejść na parking, to pewnie i w adidasach oblecisz. Pod warunkiem ładnej pogody, rzecz jasna. Do plecaka spakuj kanapki, butelkę wody, coś ciepłego w razie pogorszenia pogody, no i może pelerynę przeciwdeszczową. Przede wszystkim natomiast zachowaj rozsądek i pamiętaj, że to ciągle góry. Podejścia szybko rewidują pogląd na temat własnej kondycji. No i nie licz na to, że ruszając na wycieczki w szczycie sezonu, będziesz ścieżki przemierzał sam, a gdzieś w tle będzie sobie grała muzyczka z „Watahy”. Owszem, ten rejon jest dziki, trudno dostępny, a klimat urzeka, ale raczej poza najpopularniejszymi miejscami. Jeżeli postanowisz w wakacje albo w pogodny weekend wyjść na Tarnicę, to twoje wyobrażenia o tym miejscu runą jak domek z kart. Może to ciągle nie poziom pielgrzymek nad Morskie Oko, ale na pewno będzie tłoczno. Co w takiej sytuacji robić? To, co zawsze. Wychodzić o świcie. Jeżeli natomiast nie powstrzymują cię sztywne ramy wakacyjnego urlopu i masz co nieco doświadczenia, to wybranie się w Biesy w okresie listopad-kwiecień może być całkiem niezłym pomysłem. Wiadomo, że pogoda już inna, ale szukający spokoju mogą rozważyć i taką opcję. No i weekendy! Wystrzegaj się zwłaszcza tych pogodnych, bo czasami ciężko się wcisnąć na parking. Łatwe trasy w Bieszczadach dla początkujących 1. Bukowe Berdo – 1311 m Szlak? Żółty z Mucznego – 1:15 h Niebieski z Widełek – 2:50 h Co dalej? Jeżeli uporasz się już z odcinkiem prowadzącym przez las, to koniecznie przespaceruj się całym grzbietem, aż do najwyższej kulminacji. Stamtąd pokusić się można o wycieczkę na Tarnicę, co powinno zająć kolejną godzinę. Ciekawostka? Liczne występowanie piaskowcowych skałek. Grzbiet zajmuje połonina, którą porasta krzewiasta forma jarzębiny. Tuż przed Mucznem znajduje się pokazowa zagroda Żubrów, którą też warto odwiedzić.
fot. Adobe Stock, Seventyfour Ojciec Asi zostawił mnie, gdy byłam w siódmym miesiącu ciąży. „Nie jestem gotowy na rolę ojca” – taką lakoniczną notatkę znalazłam po powrocie z pracy na kuchennym stole. Nie byłam bardzo zaskoczona. Od momentu, gdy powiedziałam mu, że będziemy mieć dziecko, wiedziałam, że Jacek prędzej czy później zdezerteruje. Tylko miałam nadzieję, że powie mi o tym osobiście. – To już. Jestem samotną matką – oznajmiłam mamie przez telefon. – Damy radę, nic się nie martw. Ja dałam radę sama, a ty będziesz mieć mnie – zadeklarowała od razu. Ja też wychowałam się bez ojca Odszedł, gdy miałam pół roku. Do innej. Mnie nawet raz nie odwiedził. Rodzice mamy zginęli w wypadku samochodowym, gdy miała 19 lat, została więc ze mną zupełnie sama. Pracowała w szkole, uczyła matematyki. Miała kilka przyjaciółek i to te „przyszywane” ciocie zajmowały się mną, gdy mama nie mogła. Pamiętam, że świetnie się z nimi bawiłam. Po urodzeniu Asi chciałam jak najszybciej wrócić do pracy. Ale z powodu alergii nie została przyjęta do żłobka. Wtedy znowu pomogły „ciocie”. Większość wakacji obstawiała mama – taki bonus z zawodu nauczycielki. To ona jeździła też z Asią do sanatorium, gdy było trzeba. Martwiłam się, co będzie ze szkołą. Ciągałam Asię po kolejnych lekarzach, zielarzach, cudotwórcach. Nowe leki, nowe terapie… Wszystko działało, ale tylko na chwilę. Gdy zaczynały kwitnąć trawy, bywały dni, że Asia się prawie dusiła. Na szczęście trafiłyśmy w końcu na lekarkę, która postawiła sobie za cel, że Asi pomoże. Dobierała leki, dawki, terapie. Udało się. Asia poszła do szkoły i w pierwszym semestrze nie opuściła ani jednego dnia. Po szkole Asia albo zostawała w świetlicy albo odbierała ją mama lub któraś z „cioć”. Wreszcie przestałam w kółko wybiegać z pracy i ciągle przepraszać szefów i kolegów, że znowu mnie nie ma, bo dziecko chore. Względny spokój trwał dwa lata. W trzeciej klasie Asia znowu zaczęła chorować. Wróciły nagłe duszności, ataki kaszlu. – Pani Beatko. Przy jej skłonnościach i tym, czym musi oddychać, było tylko kwestią czasu, aż pojawi się astma… – lekarka rozłożyła ręce. Znowu zaczęły się badania i testy. Diagnoza lekarki się potwierdziła: Asia ma astmę. Bez inhalatora nie powinna się nigdzie ruszać. Przez pierwsze tygodnie w kółko musiałam jeździć do szkoły, wieźć inhalator. Bez niego moja córka mogła się udusić. Choć bardzo lubiła lekcje wuefu – dostała zakaz wykonywania zbyt wyczerpujących ćwiczeń. Jesienią ubiegłego roku po gwałtownym ataku Asia trafiła do szpitala. – Mamusiu, ja nie chce tak żyć – pożaliła mi się. Zadzwoniłam do naszej lekarki. – Pani Beato. Jest jeden sposób. Musi pani zabrać córkę z Krakowa. Wyprowadzić się gdzieś, gdzie jest czyste powietrze. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że nasz smog pogłębia objawy astmy – usłyszałam. Popłakałam się z bezsilności Wyprowadzić się. Tylko za co? Mieszkałam w wynajmowanym maleńkim mieszkaniu. Nie miałam oszczędności. I co z pracą? Z czego miałabym się na tej wsi utrzymać? Przez kolejne miesiące codziennie sprawdzałam poziom smogu w okolicy. W najgorsze dni Asia po prostu nie szła do szkoły. W słabe – woziłam ją do szkoły samochodem. Miała zakaz wychodzenia na podwórko. O wszystkim oczywiście opowiadałam mamie. Wiedziałam, że nie może pomóc – ale jak się człowiek wygada i wypłacze, to trochę mu lżej. Okazało się, że nie doceniłam własnej matki! Któregoś dnia przyjechała do mnie. – Beata. Siadaj i słuchaj. I tylko mi nie przerywaj. Otóż jak tylko zechcesz – możemy się wyprowadzić na wieś. Ty, ja i Asia. Wszystko mam już zaplanowane. Zgłosiłam się do kuratorium w Rzeszowie. No bo jak czyste powietrze, to tylko w Bieszczadach, prawda? Prosiłam o oferty pracy dla matematyka w wiejskich szkołach. Dostałam ich kilkanaście. Miałam w czym wybierać. Ale w jednej ze szkół szukali nie tylko nauczyciela, ale i dyrektora. Zgłosiłam się na konkurs. – No i go wygrałam… Wiem, wiem, ale mi nie przerywaj, bo to nie koniec! Dyrektorowi gmina dofinansowuje mieszkanie. Sprawdziłam też, za ile mogę wynająć swoją kawalerkę w Krakowie. I zaczęłam się rozglądać. Znalazłam mały domek pod lasem, jakiś kilometr od szkoły.– westchnęła. –Do wynajęcia. Ponegocjowałam i wyszło mi, że mnie na niego stać. Poczekaj, to nie koniec. I od razu nie krzycz. Wiem, że zawsze się zarzekałaś, że nie zostaniesz nauczycielką. Ale widzisz. W tej szkole, jak prawie w każdej wiejskiej szkole, szukają anglisty. Przecież dałabyś radę. Tam klasy moją po 10 albo mniej uczniów. I mogłabyś dorabiać tłumaczeniami. Nie zarobisz tyle, co w korpo, ale na wsi życie jest tańsze. Zastanawiałam się, czy moja mama zwariowała Ale ona wyciągnęła papiery, wyliczenia. Naprawdę miała to wszystko już zaplanowane! Dla mnie i dla Asi. A ja miałam tylko powiedzieć „ok, zróbmy to”. – Mamuś. Nie wiem, co powiedzieć. Zatkało mnie. Kiedy ty na to wszystko miałaś czas? Rany boskie… Jasne, że realizacja tego planu oznaczała, że życie naszej trójki zostanie wywrócone do góry nogami. Ale może tak właśnie trzeba? – Zaraz, zaraz. Ale jak się zgodzę zostać tą nauczycielką, to ty będziesz moją szefową? No wiesz, to ja się muszę poważnie zastanowić… Nie udało mi się dokończyć, bo oberwałam od mamy poduszką. W następny weekend pojechałyśmy w Bieszczady. Obejrzałyśmy szkołę i domek. Był dość zaniedbany, ale ściany i dach miał w dobrym stanie. W kuchni stał piękny, prawdziwy kaflowy piec. Było też miejsce na duży stół. Do tego dwa nieduże pokoiki i strych. Za domem rozciągał się ogrodzony krzywym płotkiem zarośnięty warzywniak. Okolica była piękna. Las, łąki, rzeka. Asia biegała dookoła jak szalona i ani razu nie zakasłała. – Mamuś, wiesz, ja myślę, że my możemy być tu szczęśliwe! – rzuciła mi się zdyszana na szyję. Tego wieczora zapadła decyzja. Mama podpisuje papiery, ja składam wymówienie w pracy. Miałam trzy miesiące wypowiedzenia, ale udało mi się wytargować, że będę pracować tylko do końca lipca. Mama z Asią pojechały na wieś, gdy tylko skończył się rok szkolny. Przed wyjazdem poszłyśmy do naszej lekarki po zapas recept. – Cudowna wiadomość! Zobaczy pani, te recepty się wcale nie przydadzą. Świeże powietrze czyni cuda! – lekarka nie miała wątpliwości, że przeprowadzka to doskonały pomysł. Przez cały lipiec w każdy weekend woziłam na wieś graty z mieszkania. Ostatniego dnia omiotłam wzrokiem opustoszałe kąty. Lubiłam to miejsce. Poczułam, że wilgotnieją mi oczy. Nie czekając, aż się rozkleję, zamknęłam drzwi. Klucze wrzuciłam do skrzynki na listy. W sierpniu mama pojechała z Asią nad morze. Ja w tym czasie robiłam za robotnika budowlanego. Dowodził pan Zenek, złota rączka ze szkoły i nasz sąsiad. Pracował prawie za darmo, pozwalał sobie zwrócić tylko za benzynę i dawał się nakarmić. – Panie nauczycielki nie mogą mieszkać w norze – powtarzał. Odmalowaliśmy ściany. Wycyklinowaliśmy deski na podłodze. A na strychu wyczarowaliśmy uroczy mały pokoik dla Asi. Wiedziałam, że będzie zachwycona! Asia i mama wróciły w połowie sierpnia i były pod wrażeniem. – Ale robotę ty wykonaliście, ho ho – mama nie mogła uwierzyć, jak bardzo dom zmienił się w dwa tygodnie. – Babciu, babciu, mam pokój! – dobiegł nas ze środka głos Asi… Minęły trzy miesiące. Okazało się, że w pracy radzę sobie nie najgorzej. A mama nie jest bardzo złą szefową. Asia ma mnóstwo nowych koleżanek. Całe dnie spędza na dworze. Od wyjazdu z Krakowa ani razu nie miała ataku astmy. I nawet mamy psa. Przybłędę. Asia nazwała go Okruszek. Pozwoliłam jej zatrzymać go na próbę. Nie wiem jak to się stało, ale Asia w ogóle się przy nim nie dusi ani nie kicha. Ta wieś chyba naprawdę leczy! Czytaj także:„Rozpoznałam w sobie zaginioną 40 lat temu dziewczynkę. Nie byłam biologiczną córką mojej matki, adoptowaną też nie”„Syn oddał mi wnuka na wychowanie, a sam lata z żoną po świecie. Nie chcę, by mały był u obcych, ale dopadła mnie choroba”„Przystojny elektryk kompletnie zawrócił mi w głowie. Jak mogłam się tak ośmieszyć? Facet miał żonę i dzieci”
Od niemal trzech lat staram się nadrabiać braki w podróżach. Moje wcześniejsze doświadczenia ograniczały się jedynie do zwiedzania miejskiej pętli tramwajowej i lokalnej katedry. Ale przez ten ostatni, jakże intensywny w podróże czas, miałem okazję spróbować torciku Sachera w Wiedniu, fotografować się na tle Big Bena czy przemierzać szlak św. Jakuba. A wszystko dzięki mojej drugiej, motywującej mnie połówce. Nie było mi jednak dane zobaczyć Bieszczad – najprawdopodobniej najbardziej urokliwych i mistycznych gór w Europie Środkowej. Dotychczas zdobywałem szczyty Beskidu Śląskiego czy Żywieckiego. Wszedłem też pod Rysy, ale z racji na porę roku (grudzień) w wyższe rejony Tatr się nie wybrałem. Nie mogło być tak, że częściej wyjeżdżaliśmy za granicę, niż w głąb naszego kraju. Dlatego zamiast stopem na Bałkany czy rowerem po Bornholmie, z Anią zdecydowaliśmy się spędzić wrześniowy urlop właśnie w Bieszczadach. Bieszczady po raz pierwszy O Biesach i Czadach słyszałem wiele. Widziałem też zdjęcia i musiałem przyznać, że widok z połonin znacznie przebija panoramy z najwyższych punktów Baraniej Góry czy Równicy. Choć ta ostatnia, przez polanę rozciągającą się tuż pod schroniskiem, ma w sobie coś z Karpat Wschodnich. Wyprawa na wschód Polski musiała trwać. Nie sądziłem tylko, że dotarcie do celu – w naszym przypadku do Ustrzyk Górnych – wymagać będzie tylu przesiadek. W tamtą stronę środek lokomocji zmienialiśmy aż trzy razy. Pierwszy raz w Rzeszowie, na autobus do Sanoka. Drugi raz dwadzieścia minut po zajęciu miejsc w autokarze do Sanoka – widać była jakaś usterka. Trzecią przesiadkę zaliczyliśmy już w Sanoku. Tutaj wsiedliśmy do podstawionego małego busiku. Ostatnia prosta (niecałe dwie godziny w nie pierwszej świeżości minibusie) przepełniona już była duchem górskich wędrówek. Trochę z racji na towarzystwo, trochę przez widoki rozciągające się za oknami, a trochę dzięki muzyce, puszczanej przez kierowcę. Z głośników raz po raz, pomiędzy krótkimi drzemkami, dolatywały do mnie słowa piosenek jakiegoś lokalnego grajka. Jedna z nich zapadła mi w pamięć i wątpię, czy kiedykolwiek o niej zapomnę: Dla marynarza domem jest krypa,dla wagabundy przydrożny wypalacza dymiący wypał,w czarnym kolorze schwarz black noir. Na połoninie – co warto zobaczyć w Bieszczadach Już samo wejście na szlak nieco różniło się od standardowego podejścia w Zachodniej części Karpat, a przynajmniej takie miałem wrażenie. Podejście na połoninę Caryńską – od niej zaczęliśmy – to półtoragodzinna wędrówka pomiędzy bukami. Urozmaicenia w postaci mostków, kładek i chaszczy, przez które czasem trzeba się przedrzeć, znacznie ułatwiają wędrówkę. Poszczególne ścieżki w parku narodowym oznaczone są symbolami popularnych gatunków w tym terenie wraz z opisami, na co turysta powinien zwrócić uwagę. Prawda jest jednak taka, że wszystkie te miłe akcenty to dopiero przedsmak tego, co czeka na górze. Połoniny Caryńska, Wetlińska i Bukowska, mimo iż posiadają wiele cech wspólnych, różnią się między sobą, zwłaszcza w kwestii rozciągających się pejzaży. Ani, do czasu naszego wyjazdu najbardziej podobała się połonina Wetlińska, choć później zmieniła zdanie. Najbardziej do gustu przypadła nam trasa na Halicz, a dalej w stronę granicy z Ukrainą. Widoki rozciągające się w Bieszczadach ku północy i południu, a później na wschód i zachód (już po zejściu z Halicza) moim zdaniem znacznie przewyższają te, które można podziwiać na drodze pomiędzy Chatką Puchatka a Przełęczą Orłowicza. W drodze na Tarnicę najbardziej spodobały mi się skaliste części wzniesień i wąskie przesmyki, z których można było obserwować dolinę i bieg obranego szlaku. To niesamowite, że wystarczy niespełna godzina by z podnóża góry znaleźć się na jej szczycie. O czym nie wiedziałem, albo z czego nie zdawałem sobie sprawy, to siła wiatru wiejącego na Bieszczadzkich połoninach. Z braku drzew, które w Beskidach osłaniają od podmuchów, włosy po niespełna kwadransie zaczynają żyć własnym życiem. Po odwiedzeniu Siekierezady i zobaczeniu wybranych fotografii 100 twarzy Bieszczad, wiedziałem, dlaczego wszyscy wyglądają jak Einstein w końcowej fazie swojego życia. W Bieszczadach wszędzie jest daleko. Gdzie jechać? Nie da się ukryć, że przebycie odcinków pomiędzy największymi atrakcjami Bieszczad Centralnych to nie do końca to samo, co wycieczka ze Szczyrku do Wisły. O ile w drugim przypadku przemierzenie drogi z jednego do drugiego miejsca nie powinno być problematyczne, o tyle w Bieszczadach dotarcie z punktu A do B, a przy tym zdobycie góry, czasem wydaje się niemal niemożliwe. Dlatego też w Ustrzykach, Wetlinie czy Cisnej pojawiły się całe zastępy kierowców, wożących turystów we wszystkich kierunkach – dobrze, że jeszcze nie wwożą ich na szczyty. Sami mieliśmy okazję kilkakrotnie korzystać z ich usług. Najczęściej wsiadaliśmy do NeoBusa. Co więcej, w drodze do Wetliny, skąd mieliśmy zdobyć Zachodnią część połoniny Wetlińskiej, trafiliśmy na tego samego kierowcę, który wiózł nas dwa dni wcześniej z Sanoka do Ustrzyk. Bieszczady są małe i duże zarazem! Samo wejście na przełęcz Orłowicza, a stamtąd wejście na Smerek i zejście do miejscowości o takiej samej nazwie nie doszło do skutku. Zamiast tego odwiedziliśmy Cisną i parę tamtejszych knajp. Przy przemieszczaniu się pomiędzy poszczególnymi miejscowościami trzeba mieć na względzie brak unifikacji cen, co powoduje, że w jedną stronę można zapłacić około 5 zł za osobę, a w drugą, za tą samą trasę, nawet dwa razy więcej. Noclegi w Bieszczadach – gdzie nocować? W obu przypadkach trzeba mieć na względzie, że kartą w Bieszczadach raczej nie da się płacić. Ten komfort dostępny jest w sklepach i knajpach. Wybierając się w te tereny, gotówka w portfelu jest nieodzowna. Akurat na ten fakt można łatwo się przygotować. Gorzej z nastawieniem się na warunki, panujące w Bieszczadzkich schroniskach. Nasz wyjazd opiewał w pięć noclegów, z czego większość miała miejsce w budynkach PTTKu. Podczas wędrówki szlakiem św. Jakuba miałem już okazję nocować w różnych warunkach – na materacach przykrytych folią, czy w pokoju, gdzie funkcję toalety pełniła dziura w podłodze. Ale tak złego stanu sanitariatu, jak w Hotelu Górskim w Ustrzykach Górnych nie miałem jeszcze okazji zobaczyć. Za niemal 30 zł za noc dostaje się niewielką, nie chroniącą od zimna klitkę z dwoma zsuniętymi łózkami oraz łazienkę z dziurą w podłodze. Oprócz tego ubikację ze zniszczoną spłuczką i prysznic z nieosłoniętym brodzikiem. Po wejściu do środka całość chybocze się jak trzydziestoletni Ikarus, kursujący na drodze pomiędzy Katowicami a Mysłowicami. Stan PTTKowskiego schroniska w Wetlinie był już wyższy, a przynajmniej łazienki i toalety wyglądały lepiej niż w Ustrzykach. Nie jestem w tej materii wybredny, dlatego Wetlińskiemu obiektowi nie mam nic do zarzucenia. Na szczególną uwagę zasługuje bacówka Jaworzec, znajdująca się o dwie i pół godziny drogi od Przełęczy Orłowicza. Decydując się na nocleg w tym miejscu trzeba mieć jednak sokoli wzrok i trochę cierpliwości. Schodząc z przełęczy czarnym szlakiem, bo to on bowiem prowadzi do Bacówki, należy dokładnie pilnować trasy. Od chwili rozdzielenia się szlaków czarnego i żółtego, czarny zanika, aż do linii drzew; nie pierwszej, ani drugiej. Dopiero trzecie wejście w las, już na dobre, jest stosownie oznaczone. Z opowieści Ani wyobrażałem sobie, że Jaworzec to pustelnia. Spodziewałem się głuszy, w której niedźwiedzie żyją w komitywie z ludźmi i wspólnie walczą z nieprzyjazną matką naturą. Na miejscu zastaliśmy jednak duży domek, którego dach pokryto panelami słonecznymi. Tuż obok postawiono niewielki wiatrak. Mimo tak nowatorskich rozwiązań, energii ciągle brakowało. Dlatego ładowanie telefonu w Bacówce możliwe jest wyłącznie do godziny 20. My mieliśmy to szczęście, że oprócz prądu, nie było także wody. Brak tam kanalizacji, a z powodu dość suchego lata i niemal zerowych opadów deszczu w poprzednich dniach, poziom wody w studni nie pozwalał na jej czerpanie. Mimo tych utrudnień, schronisko zrobiło na mnie jak najlepsze wrażenie. Bieszczady warto również odwiedzić ze względu na kuchnię. Szeroka gama potraw, takich jak fuczki (kapusta z ziemniakami w postaci klopsów), czy proziaki (placki ze zsiadłego mleka), warte są odwiedzenia tych rejonów Polski. Mile wspominamy też osobliwe naleśniki z zielonym groszkiem z niewielkiej kuchni Jaworzca. W knajpach nie brakuje oczywiście standardowych potraw pokroju pierogów z soczewicą okraszonych masłem, penne z owczym serem, czy placków ziemniaczanych z gulaszem – w tym wypadku po Bieszczadzku. Bieszczady to także kilka marek piw. W okolicy Wetliny, Ustrzyk i Cisnej dane nam było spróbować piwa Bies Czadzkiego, Ursa Maior (baaardzo polecam) oraz trunku produkowanego specjalnie dla restauracji Siekierezada. Bieszczady posiadają swój urok. Wokół legend i mitów wywodzących się z wierzeń Słowian zbudowano turystyczną infrastrukturę. Manufaktury zajmujące się wytwarzaniem z drewna dobrych i złych postaci, zarabiają krocie. Ludzie kupują zarówno wizerunki Biesów i Czadów, jak i aniołów, będących już ściśle powiązanych z Chrześcijaństwem. Co rzuciło mi się w oczy i z czym zgodziła się Ania, to poziom uturystycznienia całej okolicy. Z relacji usłyszanych przed wyjazdem miałem wyobrażenie o Bieszczadach, jako o ostałej się jeszcze na krańcu Polski pustce. Wydawało mi się, że przemieszczanie się pomiędzy kolejnymi wioskami będzie polegało na pieszych wędrówkach. Sądziłem, że niczym żółwie będziemy nosić ze sobą prowiant na najbliższe kilka dni. Jednak widok kilkunastu knajp przy głównej drodze i informacji o noclegach na każdym domu oraz obraz kursujących w te i we w te busików wożących wędrowców, skutecznie zburzyły moje wyobrażenie o wypadzie na łono natury. Nie miało to nic wspólnego z przygodami Alexandra Supertrumpa w Into the Wild. Cywilizacja dociera nawet na szczyty gór, gdzie zamiast kamienistych podejść prowadzą sztucznie stworzone schody. Za niedługo, wzorem lepszych restauracji, na krzyżu na Haliczu i Tarnicy pojawi się zapewne naklejka Free Wi-Fi. Jedynym plusem całego tego ucywilizowania jest coraz większa świadomość ekologiczna. Polacy, wzorem Francuzów i Szwajcarów umieścili w niektórych częściach Bieszczadzkiego Parku Narodowego suche toalety, gdzie nieczystości przetwarzane są przy pomocy specjalnego gatunku dżdżownic. Ostatniego dnia wyjazdu dane mi było zobaczyć jeszcze jeden szczyt; tym razem chodziło o technologię. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Solinie i odwiedziliśmy tamtejszą zaporę. Dzięki odpowiedniemu spiętrzaniu wody, siły natury wykorzystano do generowania energii elektrycznej. Jest to pewnie tylko namiastka naszych potrzeb, ale widok ekorozwiązań, czy to w parku narodowym, czy na jeziorze Solińskim napawa dumą. Zaczynamy doceniać to, co nas otacza.
Bieszczady w ciągu ostatnich lat stały się miejscem niemal kultowym. „A może by tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady?” – kto z nas nie zna tego powiedzenia? No, właśnie. Ale jeśli naprawdę mamy udać się w Bieszczady, to podczas której pory roku? W tym artykule postaramy się przedstawić uroki Bieszczad jesienią, zimą, wiosną i latem. Bieszczady jesienią, czyli złota polska jesień w górach Bieszczady jesienią prezentują się zupełnie inaczej niż w każdą inną porę roku. Złota jesień w Bieszczadach to świetna odskocznia od smutnej miejskiej pluchy. Gdy po Bieszczadach błądzi jesień, warto urwać się przynajmniej na weekend z zatłoczonego miasta. Ale co wybrać w Bieszczadach jesienią? Bardzo popularnym miejscem jest Wetlina. Dlaczego? Ano dlatego, że z tej wsi jest niedaleko na większość bieszczadzkich szlaków. Dla tych, którzy preferują nieco większe miejscowości, dobrym wyborem może okazać się wieś uzdrowiskowa Cisna. Znajduje się w niej ok. 30 ośrodków wypoczynkowych, więc jest w czym wybierać. Miłośnicy spokoju i azylu od codzienności zapewne znajdą to, czego pragną w osadzie Muczne, ok. dwustuosobowej wsi Drewnik lub dawnym mieście o nazwie Lutowiska. Bieszczady zimą, czyli azyl i biel Podobno, jeśli ktoś był w Bieszczadach zimą, to będzie tam wracał co roku. Podczas mroźnych miesięcy te magiczne góry są najbardziej odludne i tajemnicze. Pragniesz zimą odciąć się od świata? Bieszczady to świetne miejsce do realizacji tego planu. Lista miejscowości, które warto odwiedzić, jest długa. Bieszczady znane są z wielu niedużych ośrodków turystycznych. Oto kilka przykładowych adresów, które warto odwiedzić: znajdująca się obok Wetliny – Kalnica, kameralna wieś – Zatwarnica czy wspominane już Muczne. Do podróży w Bieszczady zimą warto się odpowiednio przygotować. Podstawą będą buty górskie oraz raki, które mogą okazać się zbawieniem na zaśnieżonych szlakach. Oczywistością będzie napomknięcie o odpowiedniej odzieży wierzchniej, ciepła kurtka i spodnie oraz bielizna termiczna to podstawa. Góry zimą są piękne, ale wymagają od nas więcej. Bieszczady wiosną, czyli wszystko budzi się do życia Wiosną, szczególnie wczesną, gdy wszystko budzi się do życia, w Bieszczadach nie ma jeszcze wielu turystów. Bieszczady wiosną to niepowtarzalna gratka dla obserwatorów przyrody oraz tych, którzy uwielbiają robić zdjęcia pięknym krajobrazom. Dużym plusem są również ceny, które podczas tej pory roku wędrują w dół. Szczególnie polecane przez turystów w okresie wiosennym są miejscowości takie jak, Smolnik nad Sanem z urokliwą cerkwią, szczyt górski Dwernik Kamień czy kultowa już Chatka Puchatka, czyli schronisko, z którego możemy podziwiać wspaniałe widoki. Chatka Puchatka to też wiele historii związanych z powojennymi dziejami Bieszczad. Bieszczady latem, czyli szczyt sezonu i Solina Lato to oczywiście najpopularniejsza pora na wypoczynek w Bieszczadach. Kultowym letnim miejscem Bieszczad jest Jezioro Solińskie. Można tu oddać się plażowaniu lub żegludze, to także świetne miejsce dla miłośników łowienia ryb. Dużą popularnością podczas wakacji cieszy się kurort Polańczyk bogaty w atrakcje turystyczne i noclegi, można znaleźć tu sanatoria, kempingi czy przystanie wodne. Lato to także dobry czas na zdobywanie szczytów. Miłośnicy górskich wędrówek nie mogą przepuścić okazji wejścia na najwyższy szczyt Bieszczad, czyli Tarnicę, której wysokość jest równa 1346 m Wędrówkę na szczyt poleca się zacząć w chętnie odwiedzanych przez turystów Ustrzykach Górnych. Na Tarnicy można podziwiać siedmiometrowy krzyż, który upamiętnia wizytę Karola Wojtyły z 1953 roku. Podziel się Ogólna ocena artykułu Oceń artykuł Dziękujemy za ocenę artykułu Błąd - akcja została wstrzymana Polecane firmy Przeczytaj także
Bieszczady co roku cieszą się chyba coraz większym zainteresowaniem. Wyprawa w Bieszczady staje się marzeniem coraz większej rzeszy podróżników. Nic w tym dziwnego – turystów przyciągają tutaj niezliczone atrakcje, wspaniałe górskie szlaki, możliwości aktywnego spędzania czasu, Jezioro Solińskie czy niezwykle bogata i ciekawa bieszczadzka historia. Wszystko to dzieje się w obliczu faktu, że inne polskie góry w sezonie letnim są coraz bardziej zatłoczone. Coraz częściej aby wejść na szczyt i chociaż rzucić okiem na otaczający nas widok musimy stać w długiej kolejce co dla wielu miłośników górskiej przyrody, ciszy i spokoju jest po prostu nie do przyjęcia. Z pomocą przychodzą tutaj właśnie Bieszczady. Coraz częściej słyszymy zatem o ludziach szykujących się na pierwszy w życiu wyjazd w Bieszczady. Dla wielu z nich jest to przy tym prawdziwa wyprawa. Trudno się temu dziwić – Bieszczady leżą wszak w odległym zakątku Polski cechującym się najniższym zaludnieniem w kraju. Nie znajdziemy tu dużych miast, miejskich tramwajów, nie wszędzie także dojeżdża pociąg. Odpowiednie przygotowanie do wypadu w te przez wielu uważane za najpiękniejsze góry Polski wymaga naprawdę solidnego przygotowania. Postaramy się w kilku punktach poradzić jak sprawić by wyprawa w Bieszczady była udana i na zawsze zapisała się pozytywnie w naszej pamięci. Zapraszamy do lektury! Dokąd jechać? Tak jak powiedzieliśmy to już powyżej Bieszczady stwarzają niezliczone możliwości spędzania wolnego czasu. Starając się zatem aby nasza wyprawa w Bieszczady była jak najbardziej udana pierwszym pytaniem jakie musimy sobie zadać jest to dokąd dokładnie chcemy jechać i co dokładnie zamierzamy tam robić. Do nasze dyspozycji mamy kilka pomysłów na wyjazd: Wycieczki górskie – Dla większości osób Bieszczady to przede wszystkim górskie szlaki. Te osoby, które planują zdobywanie górskich szczytów i zastanawiają się gdzie się zatrzymać w Bieszczadach z pewnością wybiorą miejscowości położone najbliżej wejść na szlaki. Są to często osady bardzo odległe, do których nie dojeżdża pociąg zatem zaplanowanie przyjazdu w te strony wymaga szczególnej troski. Zwiedzanie atrakcji – Bieszczady to nieliczone atrakcje. Są one rozrzucone po całym terenie gór, stąd jeśli chcemy skoncentrować się na ich zwiedzaniu będziemy mieli do wyboru więcej miejscowości niż w przypadku górskich szlaków. Z racji odległości między nimi konieczne może się okazać posiadanie samochodu. Bez niego trudno będzie nam zobaczyć wszystkie bieszczadzkie ciekawostki oddalone od siebie nieraz o wiele kilometrów. Szukanie śladów historii – Bieszczady posiadają niezwykle ciekawą i unikatową historię, po której po dziś dzień zostało wiele śladów. Chcąc sprawić, aby nasza wyprawa w Bieszczady była jak najciekawsza możemy skupić się jedynie na ich poszukiwaniu. Miejsca te, podobnie jak atrakcje, są rozrzucone po całym obszarze Bieszczadów, podobnie też i w tym przypadku przyda nam się samochód. Do dnia dzisiejszego najlepiej zachowały się cerkwie oraz ślady po bojkowskich wsiach. Naszym ulubionym regionem pełnym pamiątek po bieszczadzkiej przeszłości są okolice doliny Sanu u podnóży Otrytu. Blisko stąd do Krywego czy Tworylnego oraz niezwykłej cerkwi w Smolniku nad Sanem. Odpoczynek nad wodą – Jeśli zależy nam na wylegiwaniu się nad wodą lub na korzystaniu z atrakcji sportów wodnych wówczas Jezioro Solińskie jest naszą odpowiedzią na pytanie dokąd jechać w Bieszczady. Ten sztucznie utworzony zbiornik wodny na terenach dawnej wsi Solina zapewnia nam wszystko czego tylko dusza zapragnie – mamy tu sporty wodne, plażę, deptaki, kawiarenki i restauracje. Jest to wymarzone miejsce na wakacje z dziećmi. Aktywne spędzanie czasu – Marząc o aktywnym wypoczynku w trakcie urlopu nie znajdziemy chyba w całym kraju lepszego regionu niż Bieszczady. Już same wędrówki górskimi szlakami potrafią zmęczyć największych twardzieli ale jeśli i to nam nie wystarcza wówczas do naszej dyspozycji mamy offroad, paintball, wyprawy rowerowe, spacery z psem i wiele innych możliwości. Błogie lenistwo – Oczywiście nie każdy musi lubić aktywne spędzanie wakacji, a de facto wielu z nas nie marzy o niczym innym aby po ciężkim roku pracy wylegiwać się spokojnie na leżaku w otoczeniu przyrody, ciszy i spokoju. Bieszczady i pod tym względem przodują jeśli chodzi o ilość możliwości właśnie takiego zorganizowania urlopu. Zadziwia wszak ilość miejsc noclegowych oraz w szczególności agroturystyk dostępnych w tym regionie. Z powodzeniem możemy wybrać niejedno gospodarstwo, w którym wyciszymy się wewnętrznie o nabierzemy sił do dalszej pracy. Pora roku Kolejna rzecz, nad którą musimy się dłuższą chwilę zastanowić jeśli chcemy zadbać o to aby nasza wyprawa w Bieszczady była niezapomnianym przeżyciem jest pora roku naszego wyjazdu. Oczywiście najłatwiejsze będzie jego zorganizowanie w sezonie letnim kiedy całe Bieszczady tętnią życiem, otwarte są wszelkie miejsca noclegowe, bary, czy restauracje. O tej porze roku jednak na szlakach i w bieszczadzkich dolinach spotkamy najwięcej ludzi. Ci z nas, którzy ponad wszystko cenią sobie spokój i kochają Bieszczady za to trudne już dziś do odnalezienia poczucie zagubienia w czasie i przestrzeni powinni pomyśleć o wyjeździe w te piękne góry po sezonie. Dla nas samych najlepszym okresem na odwiedzenie bieszczadzkiego kresu są miesiące od listopada do kwietnia. To właśnie wtedy wielokrotnie zdarza się, że jesteśmy jedynymi gośćmi pensjonatu, na szlakach nie spotykamy absolutnie nikogo, w trakcie naszych wycieczek towarzyszy nam jedynie drzemiąca zimowym snem przyroda, a za oknem nie ma nic oprócz nieprzeniknionej ciemności. To właśnie o tej porze roku, mimo często niesprzyjającej pogody, możemy poczuć się jak prawdziwi odkrywcy przedzierający się przez dziewicze tereny w poszukiwaniu majaczących w zaroślach zapomnianych bojkowskich cmentarzy czy tętniących niegdyś życiem dolin. Wyprawa w Bieszczady jesienią, zimą, czy wczesną wiosną nastręcza jednak kilka dodatkowych trudności organizacyjnych, o czym poniżej. Ubrania i akcesoria Bieszczady to nadal bardzo dziewiczy obszar naszego kraju. To istne królestwo przyrody. Dominuje tu surowy, ostry klimat, nagłe zmiany czy załamania przyrody nie są niczym nadzwyczajnym. Starając się zatem aby nasza wyprawa w Bieszczady przebiegła jak najbardziej komfortowo i bezpiecznie musimy zadbać także o zabranie ze sobą odpowiedniej odzieży oraz akcesoriów, które mogą okazać się przydatne. Nakrycie głowy – To nieodzowny element każdej bieszczadzkiej eskapady. My sami na każdą wędrówkę zabieramy czapkę z daszkiem, komin czy chustę chroniącą od wiatru na połoninach, oraz nawet w środku lata czapkę zimową – w Bieszczadach nie będzie niczym dziwnym nagły spadek temperatury w środku sezonu letniego, burza z gradem i silny wiatr. Kurtka i spodnie – Bez dobrej, wodoodpornej kurtki i spodni nie ma co ruszać w Bieszczady. Niezależnie od pory roku zawsze mamy ze sobą porządną wiatrówkę. Spodnie najlepiej aby były długie, dobrze sprawdzają się modele z odpinanymi czy podwijanymi nogawkami. Buty + stuptuty – Wybieranie się na wycieczki w Bieszczady w klapkach, balerinach, kozakach itp. jest naprawdę szczytem lekkomyślności i nieznajomości terenu. Bieszczady to trudne i wymagające technicznie góry pełne ostrych kamieni czy głębokiego błota. Absolutną koniecznością jest zatem zaopatrzenie się w wysokie, usztywniające kostkę buty z grubą podeszwą. Ich dobrym uzupełnieniem, szczególnie poza sezonem, są stuptuty chroniące spodnie przed zawilgoceniem. Softshell – W Bieszczadach nawet w środku lata po południu czy w nocy temperatura spada niemal do kilku stopni. Często, szczególnie na połoninach, wieją tu tez silne wiatry. Posiadanie softshella jest absolutną koniecznością. Bez niego w najlepszym przypadku wrócimy z gór przeziębieni. Przydać się też może w sytuacji awaryjnej, gdy np. będziemy musieli z jakiegoś powodu zostać w górach po zmroku. Bielizna termiczna – W okresie jesiennym i zimowym nie ma co myśleć o wyruszeniu na szlak bez bielizny termicznej. W środku zimy w ciągu dnia nie będzie niczym nadzwyczajnym wędrowanie w mrozie ok. minus 20 stopni. Jedynym rozwiązaniem aby wrócić z gór bez zapalenia płuc będzie nabycie najgrubszej dostępnej, najlepiej wełnianej bielizny termicznej. Plecak – Biorąc pod uwagę ilość ubrań i dodatkowych akcesoriów, które musimy zabrać na niedługą nawet bieszczadzką przechadzkę nieodzowny staje się plecak. Dobrze przy tym zaopatrzyć się w plecak turystyczny z regulowanymi pasami naramiennymi oraz pasem piersiowym i biodrowym dla pełnej wygody. Kijki – Bieszczady przez wielu laików uważane są za góry niewysokie, łatwe technicznie i podobne w swej budowie do powiedzmy Beskidu Niskiego czy Żywieckiego. Nic bardziej mylnego. Bieszczady jako góry należące do Karpat Wschodnich posiadają budowę charakterystyczną dla tego właśnie pasma górskiego – nachylenie stoków sięgające 50 stopni, wszechobecne, ostre wychodnie skalne odsłaniające karpacki flisz, długie połacie śliskiego błota. W takich warunkach nieodzowne stają się lekkie kijki turystyczne o regulowanej długości. Okażą się one nieocenione zarówno przy wchodzeniu pod górę po wydawałoby się pionowym stoku jak i przy schodzeniu po śliskich korzeniach wszędobylskich buków pokrytych maziowatym błotem. Mapa – O tym, że mapa Bieszczadów jest koniecznym elementem naszego górskiego ekwipunku nie trzeba chyba przekonywać każdego kto chociaż raz był w tych stronach. Pomoże nam ona przy planowaniu wycieczki jak i przy nagłej zmianie planów na szczycie gdy zaskoczy nas załamanie pogody. Nóż – Wybierając się w góry w naszym plecaku nie może zabraknąć noża. Przyda się w sytuacji alarmowej, a na co dzień posłuży nam do przygotowania górskiego posiłku na biwaku. Latarka – Nawet w środku lata gdy dzień jest bardzo długi nie wolno zapomnieć nam o spakowaniu do plecaka latarki, najlepiej czołówki. Nigdy nie wiemy jak długo po zmroku przyjdzie nam zostać w górach w przypadku sytuacji kryzysowej czy załamania pogody. Nawet zwykły powrót na parking po zmierzchu gdy zasiedzimy się na połoninie zafascynowani zachodem słońca może okazać się bardzo trudny technicznie i napędzić nam strachu. Bieszczadzkie lasy słyną wszak ze swej gęstości. Krótko po zmierzch zapadają tu egipskie ciemności, łatwo o zmylenie drogi czy skręcenie nogi na ostrych kamieniach. GPS – Bardzo pomocnym wyposażeniem naszego ekwipunku będzie nawet najprostszy GPS. Bieszczadzkie szlaki są dobrze oznakowane, jednak każdemu może zdarzyć się nawet niewielkie zboczenie z wyznaczonej ścieżki. W takiej sytuacji wrażenie całkowitego zagubienia jest w Bieszczadach chyba silniejsze niż gdziekolwiek indziej. Otacza nas dzika przyroda, głębokie wąwozy i jary, niemal pionowe ściany wzniesień i nieprzenikniony las. Dla spokoju ducha warto zatem posiadać ze sobą GPS. Szczególnie pomocny okaże się w sytuacji wzywania pomocy. Wyżywienie O ile odpowiedź na pytanie o to co jeść w Bieszczadach nie nastręcza większych problemów w okresie letnim gdy otwarte są bary i restauracje o tle po sezonie kwestia ta staje się bardziej problematyczna. Dbając o to aby nasza wyprawa w Bieszczady nie oznaczała jednocześnie kilkudniowej głodówki musimy przede wszystkim upewnić się, że miejsce noclegowe, w którym mamy zamiar spędzić nasz wypad oferuje dostęp do w pełni wyposażonej kuchni. Szczególnie ważne będzie to w okresie jesieni, zimy i wczesnej wiosny kiedy to wszelkie jadłodajnie są z reguły zamknięte, a my jesteśmy zdani jedynie na to co sami sobie ugotujemy. Chwili namysłu wymaga także odpowiedź na pytanie co zabrać ze sobą na naszą górską wędrówkę. My sami proponujemy tutaj zestaw, z którego korzystamy za każdym razem będąc w górach i to niezależnie od pory roku. Warto zatem spakować do plecaka napój izotoniczny pomagający w regeneracji sił po mozolnej wspinaczce bieszczadzkimi szlakami. Nie należy zapominać także o cieplej herbacie w termosie, kanapkach i oczywiście sporej dawce czegoś słodkiego do przegryzienia co pomoże nam uzupełnić stracone kalorie. Po raz kolejny kierując się zasadą dbałości o własne bezpieczeństwo i wygodę lepiej zabrać ze sobą za dużo jedzenia nawet na zanoszący się na krótki spacer niż opaść z sił pośród deszczu i mgieł. Przezorny zawsze ubezpieczony! Pomoc w razie wypadku Mówiąc o tym jak powinna być zorganizowana wyprawa w Bieszczady dużo miejsca poświęciliśmy kwestiom bezpieczeństwa. Staramy się przy tym zwracać uwagę jak zadbać o to, żeby wyprawa była bezpieczne, wygodna i przyjemna. Co jednak jeśli pomimo naszych wysiłków zdarzy się jakieś nieszczęście i będziemy musieli wzywać pomocy? Może przecież zdarzyć się także, że wypadek nie będzie dotyczył nas samych – możemy na przykład na szlaku spotkać innych turystów potrzebujących wsparcia. Jak się wówczas zachować? Z pomocą przyjdzie nam czuwający 24 godziny na dobę nad naszym bezpieczeństwem GOPR Bieszczady. Obowiązującym numerem alarmowym jest 601-100-300 lub 985. W Bieszczadach na ogół nie ma problemu z zasięgiem sieci telefonicznej. W przypadku braku sygnału należy czym prędzej udać się na najbliższe wzniesienie i stamtąd ponowić próbę kontaktu z ratownikami. W tym miejscu chcielibyśmy ponowić kwestię odpowiedniego przygotowania. Absolutną podstawą w Bieszczadach jest odpowiedni dobór butów i odzieży na daną wycieczkę, dzień i porę roku. Naprawdę lepiej jest nieść ze sobą parę dodatkowych akcesoriów jak wspomniane już czołówki, GPS, czy koc ratowniczy niż prosić się o problem w przypadku sytuacji awaryjnej. Czy wyprawa w Bieszczady to dobry pomysł? Na sam koniec pozostaje nam odpowiedzenie na pytanie o to czy wyprawa w Bieszczady do dobry pomysł? Czy duża ilość przygotowań opisany powyżej oznacza, że wyprawa w Bieszczady nie jest dla każdego? Absolutnie nie! Wyjazd w Bieszczady jest doskonałym pomysłem naprawdę dla każdego, nawet dla rodziców z niemowlakiem. W Bieszczady naprawdę warto jechać zawsze i o każdej porze roku. Jedyne co staramy się podkreślić w niniejszym poradniku to fakt, że do naszego wymarzonego wypadu w góry trzeba się po prostu dobrze przygotować. Jak widać jednak nie są to przygotowania wykraczające poza normę innych turystycznych wyjazdów. Chwila spędzona nad planowaniem podróży zaoszczędzi nam kłopotu w trakcie pobytu w najpiękniejszych górach Polski, a one już same wynagrodzą nam wszelkie trudy swoimi niezwykłymi widokami, atrakcjami i magicznym klimatem! Sie 26, 2016
z czego utrzymać się w bieszczadach